środa, 23 stycznia 2013

Zayn ^^

Nieśmiało, widocznie skrępowana przekroczyłam próg Sali lekcyjnej, ukradkiem spoglądając na rozgadanych ludzi, których znam już, a raczej dopiero czwarty dzień. Poszukałam wzrokiem wolnej ławki w pracowni biologicznej, gdy nauczycielka poprosiła o zajęcie miejsc i podążyłam w jej stronę. Mijałam plotkujące koleżanki, dumne cheelederki, schludnych uczniów w okularach, cwaniaków w skórzanych kurtkach, ale to wzrokiem bruneta siedzącego samotnie w ostatniej ławce przejęłam się najbardziej. Sama nie wiem, co miał symbolizować. Był chłodny, cierpki i pełen.. ciekawości? Zauważyłam, że przeważnie trzyma się gdzieś na uboczu, tak jak ja, ale nie jest nowy, gdyż nauczyciele go znają. Spuściłam głowę i szybko zajęłam miejsce pod oknem, centralnie przed nim. Wypakowałam podręczniki i brudnopis, po czym starałam się skupić na gadce pani profesor. Niestety była tak nużąca, iż zaczęłam bazgrać po kartce papieru, by się nie zanudzić. Mając w głowie obraz nieznajomego, zaczęłam nieświadomie kreślić rysy jego twarzy. Po chwili obok mnie znalazła się karteczka zwinięta w kulkę. Rozejrzałam się nerwowo i sięgnęłam po nią, rozwijając ją. Przeczytałam po cichu jej treść: „Wolne obok Ciebie? Sąsiad z tyłu.” Poddenerwowana odwróciłam się i kiwnęłam na „tak”. Ten odetchnął i już po chwili siedział obok.
-Jestem Zayn. – przedstawił się ściszonym głosem, wyciągając w moją stronę dłoń i nieśmiało się uśmiechał.
-[T.I.]. – odpowiedziałam, odwzajemniając gest i wyłącznie w celach grzecznościowych uniosłam kąciki ust ku górze. Zapewne mógł wyczytać z nich zdziwienie, gdyż był pierwszą osobą, która zaczęła ze mną rozmowę.
-Jesteś nowa? – zapytał, nerwowo bawiąc się dłońmi.
-To aż tak widać? – odrzekłam, szeroko się uśmiechając, co odwzajemnił.
-Randki po lekcji, panno [T.N.] i panie Malik, dobrze? – przerwał nam głos nauczycielki, patrzącej nieprzyjaźnie w naszą stronę, a potem i pozostałe dwadzieścia siedem par oczu obserwowało naszą dwójkę tajemniczo szepcząc.

*

-Praca mojej mamy odbija się na naszym życiu, gdyż cięgle się przeprowadzamy. Nigdzie, w żadnej szkole nie zagrzałam miejsca dłużej niż rok. Niby powinnam być przyzwyczajona do tego, ale za każdym razem jest coraz trudniej. Wy tworzycie klasę już trzy lata i dobrze się znacie, a ja.. Szkoda gadać. Ale dlaczego zawsze trzymasz się z boku? Na każdej lekcji siedzisz sam i w ogóle.. – prowadziłam monolog skierowany w stronę chłopaka o cudownych, brązowych tęczówkach, który siedział naprzeciwko mnie przy stoliku w małej kawiarence nieopodal szkoły.
-Czy ja wiem.. tak jakoś wolę.. Sam nie wiem dlaczego. Nigdy nie lubiłem być w centrum zainteresowania, a tutaj po prostu mnie nie lubią, bo jestem.. jestem taki małomówny i skryty. – wydukał, patrząc w parujący napój, wypełniający wysoką szklankę.
-To dlatego cię nie lubią? Bo jakieś cechy charakteru im nie odpowiadają? Żartujesz? – oburzyłam się, naciskając na niego.
-No tak jakoś.. Nie rozumiem ich. Jestem typem samotnika i to mi odpowiada. Nie chcę tego zmieniać. – stwierdził, wyluzowując się.
-Ach tak.. – przytaknęłam, a moja mina nabrała zawiedzenia.
-To znaczy nie. To nie tak. Bo lubiłem samotność, ale chciałbym się z kimś zaprzyjaźnić.. a ty.. ty jesteś.. yyy… najfajniejszą osobą, jaką miałem okazję poznać. – mówił, miotając się i rumieniąc. Nie mogłam wytrzymać i zakryłam dłonią usta, by nie wydobył się z nich chichot. –Dobra. Bredzę. – stwierdził, łapiąc się za głowę.
-Owszem.. słodko Ci to wychodzi. – dodałam, puszczając mu oczko.

***

-Już jesteśmy? – zapytałam, gdy w końcu się zatrzymaliśmy.
-Jeszcze nie. Czekaj. – odrzekł i poczułam, że tracę grunt pod nogami. Przeraźliwie krzyknęłam i poczułam silne ramiona, które mnie uniosły. –Nie bój się. – uspakajał troskliwym głosem. Przeszedł kilka metrów po nierównym terenie, co wywnioskowałam z intensywności `wstrząsów`, po czym postawił mnie na ziemię. – Już. – powiedział, wypuszczając mnie z objęć.
-Ok. ale bandankę rekwiruję. – zagroziłam, ściągając ją z oczu, którym ukazał się przeuroczy widok. Na kocu piknikowym leżał koszyk ze smakołykami, gitara i dodatkowe ciepłe okrycia. Wokół poustawiane były cztery płonące latarnie. A fakt, iż był zachód słońca, a na drugim planie płynął rwący, szumiący strumyczek i rósł różnobarwny, co było charakterystyczne dla trwającej pory roku, las. – Wow. – wydusiłam słowo zachwytu. –To dla mnie? Sam to zrobiłeś? – wypytałam go oniemiała, zwracając się w jego stronę.
-Nie podoba ci się? – upewnił się ze smutkiem, obdarzając mnie przerażonym wzrokiem.
-Żartujesz!? Zayn! To jest piękne! Dziękuję! – wykrzyczałam, rzucając mu się na szyję i pocałowałam w policzek. – Jeszcze powiedz, że zagrasz na gitarze.. – podekscytowana oczekiwałam odpowiedzi.
-Przecież obiecałem. – stwierdził, wzruszając ramionami.
-Jeeej! – wydałam okrzyk radości i przykleiłam się do niego.

*

Zauroczona chłopakiem siedziała okryta kocem i wsłuchiwałam się w jego piękny głos, który słyszeli zapewne nieliczni, wnioskując po jego skrępowaniu. Jednak z każdą piosenką nabierałam odwagi i przestał się obawiać, co również odbijało się na jeszcze lepszym wykonanie.

You should let me love you
Let me be the one to give you everything you want and need
Baby good love and protection
Make me your selection
Show you the way love's supposed to be
Baby you should let me love you, love you, love you, loooove you, Yeah

Listen
Your true beauty's description looks so good that it hurts
You're a dime plus ninety-nine and it's a shame
Don't even know what you're worth
Everywhere you go they stop and stare
Cause you're bad and it shows
From your head to your toes, Out of control, baby you know – zaśpiewał, patrząc prosto w moje oczy i urwał. Spojrzałam na niego i próbowałam wywnioskować po jego ruchach co kombinuje. Odłożył głowę i zaczął zbliżać się na niebezpiecznie bliską odległość. Drżącą dłonią dotknął mojego policzka, a nasze usta dzieliły już tylko milimetry. Nie chcąc dać się ponieść chwili spuściłam głowę i odsunęłam się.
-Przepraszam. Na mnie chyba już pora. – rzekłam zmieszana i wstałam, opuszczając go w stanie szoku. Nie chciałam go zranić ani urazić. Doskonale wiedziałam ile go kosztował ten `krok` i całe przygotowania do nastroju, który tam panował. Wiedziałam jaki jest wrażliwy i nieśmiały, i jak bardzo może to przeżywać, ale mimo tego rozegrałam to tak, jak kazał mi rozum. Serce kazało mi tam zostać. Przed oczami miałam wszystkie nasze spotkania, w uszach dzwoniły nasze głosy podczas wszystkich naszych rozmów. Przypomniałam sobie wszystkie nasze wspólne tematy, hobby i zainteresowania. Ujrzałam więź przyjaźni, która ukształtowała się przez ten miesiąc i jej siłę. Uczucie znacznie głębsze dało o sobie znać. Jednak zlekceważyłam to wszystko i posłuchałam rozumu. Nagle poczułam, że ktoś mnie zatrzymuje, łapiąc za nadgarstek i odwraca przodem do siebie. Z trudem powstrzymywałam się od uronienia łez.
-Przepraszam. To nie tak miało wyjść. – tłumaczył się.
-Nie masz za co przepraszać. Jesteś naprawdę wspaniałym chłopakiem, aczkolwiek ja.. ja nie potrafiłabym.. myśl, że zapewne niedługo znów wyjadę i musiałabym cię zostawić.. uwierz, że tak będzie lepiej.. nie mogę sobie na to pozwolić.. wiem, że jestem straszną egoistką, ale naprawdę nie bylibyśmy szczęśliwi, żyjąc z obawą, że w każdej chwili..
-Już dobrze. Rozumiem cię. – przerwał mi, przytulając. Roztrzęsiona starałam się uspokoić w jego ramionach, czując się bezpiecznie.

***

Nie odpowiadała mi niezręczna cisza, panująca między nami od tamtego zdarzenia. Niby było tak, jak zawsze: przychodził po mnie i odprowadzał do domu, siedzieliśmy razem na stołówce i rozmawialiśmy, jednak nie było tak, jak przedtem. Wyczuwałam to rosnące napięcie i z pewnością nie tylko ja. Chciałam podjąć szczerą rozmowę, ale zawsze brakowało mi odwagi lub wydawało się, że tylko wyolbrzymiam. Z jego strony nawet na żadne posunięcie nie liczyłam, gdyż z pewnością go zraniłam i chciał to maskować.
-Witaj, piękna. Jestem Freddie. – dobiegł do moich uszu dotąd znany mi z przechwalania się przed kumplami głos. Odwróciłam się w stronę jego źródła i ujrzałam blondyna o bujnej czuprynie, który objął mnie ramieniem. –[T.I.], prawda? – wyszeptał zalotnie,a ja spod brązowej grzywki zerkałam na przerażonego (!?) Zayn`a siedzącego naprzeciwko mnie. – Bolało? – zapytał z wielkim bananem na twarzy.
-Słucham? – upewniłam się, czy aby moje zmysły mnie nie zawodzą.
-No jak spadłaś z nieba? – dodał, muskając moje delikatnie ustami moje ramię. Nie podobało mi się to i miałam nadzieję, ze brunet zareaguje.
-Bardziej dennego tekstu nie mogłeś wymyślić? – oburzył się Zayn, mierząc go wrogo. Wnet przy stoliku znalazła się czwórka opryszczków.
-Oj, Malik: jeszcze tutaj jesteś? Za wysokie progi na twoje nogi, muzułmaninie! – mówił ironicznie, wyraźnie czując przewagę nad nim.
-Jaki Muzułmanin? Co ty pleciesz? Przecież Zayn nie jest..
-Jest, aniołku. Nie powiedziałeś jej, Malik? Jesteś takim dupkiem, za jakiego cię miałem. – przerwał mi blondyn, a jego kumple stali z założonymi rękoma i uśmiechali się pod nosem. Zapytałam wzrokiem bruneta, czy to prawda. Nie odpowiedział nic, tylko wstał i odszedł, pozostawiając mnie z Freddie`m. zadawałam sobie pytanie „dlaczego?”. Przecież tyle rozmawialiśmy i mieliśmy być przed sobą szczerzy. Dlaczego mnie okłamał? Bał się? Miliony pytań krążyły po mojej głowie, a ja spojrzeniem odprowadzałam chłopaka do drzwi. Na chwilę się odwrócił, jeszcze bardziej posmutniał i wyszedł. Schowałam twarz w dłonie i próbowałam opanować emocje. –Przejmujesz się takim zerem? – bawił się moimi włosami nachalny zalotnik. Kiedy tak go nazwał, poczułam ukłucie w sercu i narastała we mnie złość. Błyskawicznie podniosłam się z miejsca, strącając całe stołówkowe śniadanie na blondyna.
-Nie masz prawa tak go nazywać. Dam jesteś dupkiem i zerem. – wykrzyczałam mu i opuściłam całą tę zaskoczoną moim zachowaniem bandę. Wybiegłam przed szkołę i szukałam chłopaka. Zobaczyłam siedzącą postać pod masywnym drzewem na boisku. Podeszłam do niego i przykucnęłam obok. – Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytałam przygnębionym tonem.
-Nienawidzę mojej religii i tego, że jestem inny. Dlatego wolę samotność. Myślałem, że jeżeli ci nie powiem, polubisz mnie takiego jakim jestem naprawdę, nie zważając na moje wyznanie. Zakochałem się w Tobie i bałem ci się powiedzieć, ale i tak nie czujesz tego samego.. każda dziewczyna, gdy się o tym dowiedziałam traciła mną zainteresowanie. Nie chciałem zostać odtrącony i tak wyszło. – rzekł półgłosem, patrząc gdzieś w dal.
-A czy ja jestem każdą dziewczynę? – zadałam mu pytanie, by coś mu uświadomić.
-Nie. – rzucił krótko.
-Pokochałam cię za to, jaki jesteś tutaj. - w tym momencie dotknęłam miejsca, gdzie znajdowało się jego serce. – A jesteś idealny.. i nie przestanę cię lubić za to, jaką religię wyznajesz, rozumiesz? Popełniłam błąd, bo bałam się.. mam nadzieję, że nie jest jeszcze za późno. – mówiłam, przybliżając się do niego, ujęłam jego twarz w dłonie, składając na ustach gorący pocałunek.
-To znaczy, że.. kochasz mnie? – dodał, patrząc na mnie z nadzieją i radością przepełniającą oczy.
-A czy to wystarczająca odpowiedź? – ponownie pocałowałam go namiętnie , czym rozpoczęliśmy nowy rozdział w naszym życiu, gdzie nie będzie miejsca na zawiść i nie prawdomówność, a pocałunkami i miłymi gestami będziemy wyznawać sobie uczucia, płynące z głębi naszych serc.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ten imagin jest taki piękny , taki prawdziwy i wogule masz cudowną wyobraźnię !!!
      ^^

      Usuń