wtorek, 5 marca 2013

Harry.;>> cz.5


Odwróciłaś wzrok. Nie mogłaś dłużej patrzeć w oczy Hazzy. To było nie do zniesienia. Zacisnęłaś pięści.
-Nie Harry.-wyszeptałaś.-Odejdź.
Powiedziałaś to tak cicho, że miałaś wątpliwości czy w ogóle cię usłyszał.
-[T.I]...-szepnął.
Spojrzałaś na Suz. Stała przy drzwiach wejściowych i kręciła przecząco głową.
-Zostaw mnie w spokoju.-powiedziałaś.-Zapomnij o mnie.
-Ale...
-Nie. Odejdź.
-Kochanie, proszę!-krzyknął.
Spojrzałaś mu prosto w oczy. Dotknęłaś jego ramienia, ale szybko cofnęłaś dłoń. Cicho westchnęłaś.
-Harry... Odejdź. Znikaj z mojego życia. Nie dręcz mnie. Wystarczająco się już wycierpiałam od kiedy wyjechałeś w trasę.
Chłopak jakby zmalał. Zgarbił się, pochylił lekko głowę. Ręce zwisały bezwładnie wzdłuż ciała.
Odwróciłaś się na pięcie i zaczęłaś wchodzić po schodach. Po paru krokach zakręciło ci się w głowie, ale szłaś dalej. Dotarłaś na szczyt i odwróciłaś się, by ostatni raz zobaczyć to co tracisz. By ostatni raz spojrzeć na twojego Hazziego. Tak wiele mu zawdzięczałaś. Tyle pięknych wspomnień, niezapomnianych słów, czułych gestów, uśmiechów... Przypomniałaś sobie o gwieździe, którą chciałaś nazwać jego imieniem w tamten sierpniowy wieczór. 'To wszystko przepadło', pomyślałaś. Dopiero teraz do ciebie dotarło, że właśnie kończy się jakiś rozdział w twoim życiu. Że kończy się coś, co znaczyło dla ciebie bardzo wiele, co było wszystkim co miałaś przez ostatnie 2 lata...
-Żegnaj.-rzuciłaś do chłopaka.
Serce załomotało ci w piersi. Zwolniło bieg...
Świat zawirował ci przed oczami. Zrobiło się ciemno. Miałaś wrażenie, że tracisz grunt pod stopami.
-Nie!-usłyszałaś jeszcze głos Harrego.

/Hazzy/
Usłyszałem to przenikliwe "żegnaj" wypływające z ust [T.I], a potem zobaczyłem jak upada do tyłu, na podest schodów.
-Nie-krzyknąłem.
W mgnieniu oka znalazłem się przy niej. Uklęknąłem obok.
-Kochanie? Proszę, nie. Błagam.-szeptałem sprawdzając czy oddycha.-[T.I], skarbie. Nie odchodź. Proszę.
Suzy przybiegła do nas.
-Co jej się stało?! [T.I]? Kochana?-sprawdziła jej puls.-Boże. Co się stało. Harry, co się dzieje?
-Nie wiem.-szepnąłem.-Boże, nie wiem.
Dotknąłem policzka [T.I].
-Su zadzwoń po karetkę. Powiedz, że nagłe omdlenie i bardzo nierówne bicie serca. Pośpiesz się.-rozkazałem.
Wiedziałem, że teraz tylko od nas zależy zdrowie [T.I]. Czułem potworny, tępy, ból w okolicach serca. Jeżeli jej się coś stanie... Nie przeżyję tego. Nie będę potrafił sobie tego wybaczyć... Nie będę umiał żyć z tą świadomością, że jej już nie ma.
W tedy przyrzekłem sobie, że gdy tylko nadarzy się okazja, powiem jej calutką prawdę. Przeproszę. Jeśli mi wybaczy, będę najszczęśliwszym człowiek na świecie. Jeśli tego nie zrobi... Wolałbym o tym nie myśleć.

/20 minut później/
Lekarz powiedział, że wygląda to na migotanie przedsionków, chwilowe niedotlenienie mózgu lub zawał.
-Zawał?-zapytałem.-Przecież ona ma tylko 20 lat!
-A pan?-zapytał sanitariusz.
-22.-rzuciłem.
-W takim razie proszę dać nam pracować.-warknął i razem z kolegą delikatnie przełożyli [T.I] na nosze.
W karetce przez całą drogę trzymałem ją za rękę. Nie chciałem by była sama gdy się obudzi. Wiedziałem, że muszę być obok. Może jeśli tu będę, to zrozumie jak bardzo mi na niej zależy...
W szpitalu okazało się, że lekarz z pogotowia niepotrzebnie mnie nastraszył.
-To tylko omdlenie.-powiedział lekarz dyżurujący na izbie przyjęć.
Odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej o tę jedną rzecz nie musiałem się martwić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz