wtorek, 5 marca 2013

Harry.;>> cz.9


/Suzy/

Pędziliśmy autostradą na północ kraju, w stronę Leicester. Nie wiem jaką liczbę wskazywał licznik prędkości. Bałam się na niego spojrzeć...
-Harry, proszę cię, zwolnij.-powiedziałam łagodnie.
Chłopak nawet nie drgnął. Wpatrywał się w drogę przed nami, wymijał kolejne samochody.
-Hazzy, proszę.-powtórzyłam.-Nie pędź tak. Jeśli nam się coś stanie, to nigdy nie dowiemy się gdzie jest [T.I]. Nawet nie wiemy czy ona wciąż...
-Przestań. Nawet tak nie mów.
Harry odezwał się do mnie pierwszy raz od kiedy wsiedliśmy do samochodu. Głoś miał bardzo głęboki, lekko zachrypnięty. Widziałam, jak często przełykał ślinę.
-Zadzwoń tam. Przecież w końcu ktoś odbierze. Wiecznie nie może być zajęte.-rzucił i wyminął kolejną ciężarówkę.
Kierowca zatrąbił przeciągle, ale chłopak nic sobie z tego nie robił. Westchnęłam ciężko i po raz tysięczny zadzwoniłam na tą cholerną infolinię dla rodzin pasażerów.
-Dzień dobry, infolinia dla rodzin pasażerów wykolejonego pociągu linii Londyn- Sunderland, tu Carl, proszę podać wiek krewnego.
-Bogu dzięki.-wyszeptałam.-19 lat. [T.I] ma 19 lat.
-Bardzo dziękuję, proszę poczekać, przełączę panią do Mirandy, ona zajmuje się tą grupą wiekową.
Usłyszałam przeciągłe piknięcie. W słuchawce zapanowała cisza, a po chwili usłyszałam:
-Dzień dobry, tu Miranda, grupa wiekowa do 21 lat. Proszę podać płeć i wiek bliskiej osoby.
-Kobieta, 19 lat.-rzuciłam.
-Proszę chwileczkę poczekać, już sprawdzam.
Spojrzałam na Harrego. Zacisnął dłonie na kierownicy.
-Zjedź na jakiś parking.-wyszeptałam do niego.
Haz natychmiast zatrzymał się na poboczu, włączył światła awaryjne i wbił wzrok we mnie. Sięgnęłam po jego dłoń i mocno ją ścisnęłam.
-Mamy dwie tak młode osoby.-usłyszałam.-Proszę jeszcze raz podać płeć.
-Kobieta.-wychrypiałam.
-Yhym. Tak, jest. Kobieta, około 19 lat. Leicester Medical Center. Stan bardzo ciężki. Liczne obrażenia.-usłyszałam spokojny głos Mirandy.
-Ale żyje?-zapytałam nerwowo.
Palce Hazzy zacisnęły się na mojej dłoni.
-Tak, ale ma niewielkie szanse na przeżycie. Bardzo mi przykro. Proszę być dobrej myśli.
-Boże, dziękuję pani bardzo. LMC? Dobrze usłyszałam?
-Tak. LMC.
-Dziękuję. Jeszcze raz bardzo dziękuję. Do widzenia.-rozłączyłam się.
-Żyje?-usłyszałam szept chłopaka.
Odwróciłam się w jego stronę, a potem mocno go przytuliłam.
-Żyje, ale jest w bardzo ciężkim stanie.
-Gdzie?-Haziątko nie dawał za wygraną.
-Leicester Medical Center.
-Jedziemy.-rzucił.
Kilka minut później znów gnaliśmy autostradą. I mnie i jego wypełniała nadzieja. [T.I] musiała żyć. To było pewne, że będzie żyła.

/Harry/
Wbiegłem przez oszklone drzwi. Byłem tak rozpędzony, że zatrzymałem się dopiero na kontuarze recepcji.
-W czym mogę pomóc?-zapytała starsza kobieta siedząca przed komputerem.
-Dzień dobry.-wydyszałem.-Moja dziewczyna. Ją tu przywieźli. Z katastrofy pociągu. W bardzo ciężkim stanie. Gdzie ją mogę znaleźć?-sapałem patrząc kobiecie w oczy.
-Proszę iść tymi schodami na piętro, a potem wsiąść do windy i pojechać na poziom 4. Tam za biurkiem będzie siedziała dziewczyna. Ma na imię Jess. Ona panu powie gdzie szukać ukochanej.-uśmiechnęła się ciepło.
-Dziękuję.-rzuciłem i pognałem na górę.
-Harry zaczekaj! Do ciężkiej cholery zatrzymaj się!
Słyszałem każde słowo Suz, ale nie zamierzałem czekać. Nie tym razem.

-Jess?-zapytałem podbiegając do biurka.
Młoda dziewczyna, niewiele starsza ode mnie, spojrzała znad papierów.
-Tak? Znamy się?
-Nie. Kobieta na dole powiedziała mi jak masz na imię. Wybacz jeśli nie powinienem mówić ci na ty.-uśmiechnąłem się.-Muszę dowiedzieć się gdzie jest moja dziewczyna.
-Rozumiem.-pokiwała głową.-A co się stało, że szukasz jej akurat na naszym oddziale?
-Przywieźli ją do was z katastrofy pociągu. Była w bardzo ciężkim stanie. Nie wiem, czy akurat u was ją znajdę, ale proszę, pomóż mi.
-Oczywiście. Wiem o kogo chodzi.-uśmiechnęła się.-Teraz nie możesz jej zobaczyć. Jest na bloku operacyjnym.
-Na bloku?-powtórzyłem głupio.
-Tak. Ma operację.
-Operację?-głos mi zadrżał.
-Yhym. Ale przykro mi. Nie mogę ci udzielić więcej informacji. Nie jesteś jej rodziną.
-Jess, ona nie ma rodziny.-szepnąłem.-Znaczy ma. Mnie. Suz. I babcię. Ale jej babcia mieszka w Sunderland. Nie przyjedzie tu. Ma prawie 85 lat... Nie jest w najlepszej kondycji. Błagam Jess, musisz mi pomóc.
-Przykro mi. A kim jest ta Suz? Siostrą?
-Nie. Przyjaciółką.
-Harry!-donośny głos Su wypełnił korytarz. Wiedziałem, że jest na mnie strasznie wściekła.
-I właśnie tu idzie.-dodałem i powoli odwróciłem się od biurka Jess.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz