wtorek, 5 marca 2013

Zayn. ^^


Ciemność. Dookoła tylko ciemność. Cienie na ścianach. Jak to możliwe, że widzę je w tej przeklętej ciemności? Zimno. Skowyt. Szczęk zamków. Czyjś obezwładniający śmiech. Dotyk przeraźliwie zimnych rąk...

Obudziłam się z krzykiem. Błękitne cyfry na budziku-7.18. Opadłam na poduszkę i natychmiast uniosłam się z odrazą.
-Jezu...-jęknęłam siadając na skraju łóżka.
Cała pościel była przepocona. Dosłownie mokra...
Osunęłam się na podłogę i usiadłam krzyżując nogi. Głowę oparłam o ramę łóżka i głęboko oddychałam. "To był tylko sen, Kathrin, tylko sen."
-Kat? Wszystko gra?-Loueh wetknął głowę do pokoju.
-Yhym.-mruknęłam.
-Mała...-Louis wszedł do pokoju i usiadł obok mnie.-Krzyczałaś. Miałaś zły sen?-położył mi dłoń na nagim udzie.
Otworzyłam oczy i spiorunowałam wzrokiem jego dłoń.
-Och Wybacz. Wciąż zapominam, że jesteś już w takim wieku, że nie powinienem...-natychmiast cofnął dłoń.
-Jasne. No problem.-westchnęłam.-Co jest na śniadanie?
-To co zrobisz.-zachichotał.
-Żartujesz? Nie ma śniadania?-spojrzałam na niego z nadzieją, że jednak żartuje.
-Nie. Mówię całkiem poważnie. Wiesz, że muszę wyjść. Umówiłem się ze Stanem na mieście.-wyjaśnił i wstał z podłogi.-Gdybyś czegoś potrzebowała to na lodówce wisi karteczka z numerami Sary i Mariny.
-A nie mogę zadzwonić do ciebie?-zdziwiłam się chwytając dłoń którą mi podał.
-Będę zajęty.
-A tak. Stan jest ważniejszy ode mnie. Jak zwykle.-wydęłam wargi i podciągnęłam się do góry.-Idź już.
Lou spojrzał na mnie przepraszająco.
-Kochanie, przecież wiesz, że nie...
-Gorzej ci?-zapytałam.-Nigdy tak do mnie nie mówiłeś. I lepiej by tak zostało. Dziwnie słyszeć takie słowa z ust...
-Wiem. Dobra, spadam.-cmoknął mnie w czoło.-Będę wieczorem. Postaraj się nie wpakować w kłopoty.
-Jasne. Pa.-pomachałam mu delikatnie.
-Do wieczora.-uśmiechnął się.-Kocham cię Mała.-mrugnął do mnie i wyszedł.
-Och jak ja cię kocham.-warknęłam z irytacją i rzuciłam poduszką w drzwi.

Siedziałam w salonie oglądając wiadomości muzyczne. Jak zwykle nie było w nich nic ciekawego, ale jak inaczej mogłam zabić nudę i długie godziny oczekiwania aż Lou wróci i zabierze mnie gdzieś na miasto? Prawie nie znałam Londynu, a naprawdę nie miałam ochoty przysparzać Starszemu kłopotów. I tak byłam mu wdzięczna za to, że pozwolił mi z nim zamieszkać. Miałam świadomość, że przez większość czasu będę sama, ale to było sto razy lepsze od siedzenia w Doncaster z tatą i jego nową żoną. Lou wiedział jak bardzo nie znoszę Maisy i jak ciężko pogodzić mi się ze wszystkim co działo się w domu i w naszym życiu. Wiedział jak bardzo przeżyłam jego przeprowadzkę tutaj. I choć miliony razy przepraszał za to, że zostawił mnie tak daleko, choć dzwonił niemalże codziennie, to w środku, gdzieś głęboko w sercu, czaił się żal. Do dziś pamiętam jak w dniu wyjazdu, kiedy już wsiadł do samochodu, obiecał, że za jakiś czas zabierze mnie do siebie i znów będziemy razem, jak dawniej, przed XFactor. Mimo iż oglądałam każdy odcinek, to tak naprawdę nie poznałam jego kolegów z zespołu. Wiedziałam, że jeżdżą do rodzinnych domów reszty chłopaków. Jednak do Doncaster nie zawitali ani razu. Lou powiedział kiedyś:
-Kathrin, naprawdę myślisz, że mam ochotę pokazać im rodzinny dom? Że mam ochotę pokazać im ojca?
Wiedziałam, że nie miał ochoty. Nigdy więcej już nie wracaliśmy do tego tematu.
Za kilka dni miałam poznać osobiście pozostałych członków One Direction. Za kilka dni? "Gdy wrócą ze swoich urlopów..."

-Już idę!-wrzasnęłam wstając z kanapy i odstawiając na stolik kubek.
Podbiegłam do drzwi i szarpnięciem otworzyłam je na całą szerokość. Na progu stał ciemnowłosy chłopak, z torbą podróżną na ramieniu. Gdy mnie zobaczył cofnął się o kilka kroków i zerknął na numer budynku.
-Yyy przepraszam, ja yyy nie wiedziałem, że Louis, yyy będzie miał gościa. To może ja, yyy, przyjdę później.-wyjąkał i zszedł z ganku na ścieżkę.
Patrzyłam jak idzie w stronę furtki. Gdy zerknął przez ramię w moją stronę uświadomiłam sobie kim jest.
-Hej, poczekaj!-krzyknęłam i tak jak stałam wybiegłam do frontowego ogrodu.-Zayn, prawda?-zapytałam stając przed nim.
Ze zdziwieniem skinął głową.
-Wybacz.-uśmiechnęłam się.-Jestem Kathrin.-podałam mu dłoń, którą niepewnie uścisnął.-Louis wyszedł gdzieś ze Stanem, ale wróci wieczorem.-powiedziałam.
-Rozumiem. Możesz przekazać mu, że byłem? Chciałbym z nim pogadać, a nie dobiera telefonu...
-Mnie też zabronił do siebie dzwonić. Twierdził, że będzie zajęty, jak zwykle gdy z nim wychodzi.-spojrzałam na jego torbę.-Może chcesz na niego zaczekać w środku?
Chłopak patrzył na mnie przez chwilę.
-Nie chciałbym przeszkadzać i sprawiać kłopotów...
-To żaden problem, naprawdę. Zapraszam.
Ruszyłam w kierunku domu. Stanęłam przed drzwiami i zerknęłam za siebie.
-Idziesz?-zawołałam do stojącego wciąż w tym samym miejscu Malika.
-Och, jasne.

-Jesteś głodny? Chciałbyś coś do picia?-zapytałam stając obok lodówki.
-Wodę, jeśli to nie kłopot.-odparł siadając przy stole.
-Jasne.
Nalałam płynu do szklanki i postawiłam przed chłopakiem. Usiadłam po drugiej stronie stołu, podciągając kolana pod brodę. Przyglądałam mu się uważnie. Wyglądał trochę inaczej niż w telewizji czy na plakatach. Widać było, że jest zmęczony. "Tak jakby nie spał kilka nocy...". Oczy miał smutne. Milczał. Widziałam, jak pod powiekami porusza białkami.
-Może chciałbyś się położyć albo wykąpać...-zapytałam nieśmiało.
Powoli uniósł powieki.
-Czytasz w myślach?-zapytał cicho.
-Nie.-odparłam.-Umiem patrzeć.
Wstałam i podeszłam do niego.
-Wydaje mi się, że byłeś tu nie raz i nie dwa. Wiesz, gdzie jest łazienka. Czyste ręczniki są w szafce obok wanny, wszystkie kosmetyki Lou w szafce nad umywalką.-zamilkłam patrząc jak delikatny uśmiech wypełza na jego wargi.-Czyste rzeczy...?
-Coś się znajdzie.-mruknął cicho.
-Jasne.-rzuciłam z ironią i sięgnęłam po jego torbę.-Zrobię pranie, a ty idź na górę.
Stałam już przy drzwiach do piwnicy, ale odwróciłam się jeszcze na chwilę.
-Nie martw się. Jeśli znajdę coś czego nie powinnam, odłożę to na półkę przy pralce.

Wyciągałam powoli ubrania chłopaka i wkładałam do pralki. Zastanawiałam się, co się stało, że z urlopu wrócił w tak opłakanym stanie. Zerknęłam na rozmiar odzieży. Był taki sam jak u Starszego. Uruchomiłam pralkę i pobiegłam na górę. Z szafy w sypialni Tommo wyciągnęłam czystą koszulkę, spodnie i spodenki, bokserki oraz bieliznę.
Zapukałam do drzwi łazienki.
-Zayn? Czyste rzeczy Lou kładę na podłodze przy drzwiach. Mam nadzieję, że będą pasowały.
Chciałam przykucnąć by położyć rzeczy pod ścianą kiedy otworzyły się drzwi i przede mną stanął Zayn w ręczniku niedbale zamotanym na biodrach. Coś na kształt zmieszanego uśmiechu wykrzywiało jego usta. Wyciągnął ręce by wziąć ode mnie ubrania, a w tedy jego palce delikatnie musnęły moje. Drgnęliśmy.
-Przepraszam.-mruknęłam i szybko odeszłam w stronę schodów.
-Kathrin?-usłyszałam jego lekko zachrypnięty głos.
Bez słowa odwróciłam się do niego. Stał tam, trzymając w dłoniach ubrania i niepewnie zerkając na mnie.
-Lou by mnie zabił, prawda?-zapytał.
-Nie wiem. Ale chyba tak.-powiedziałam cicho i zbiegłam na dół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz