Kroczyłam zamglonymi ulicami, gdzie widoczność nieznacznie poprawiały przydrożne lampy. Otuliłam ciaśniej apaszką przeziębione gardło i pozwoliłam włosom opadać na moją twarz, by zasłoniły dopływ zimnego powietrza, które szczypało nieprzyjemnie, mimo że był dopiero początek października. Schowałam ręce w kieszeniach fioletowego płaszczyka i przyśpieszyłam tempa, by jak najszybciej dojść do celu. Zadzwoniłam do piętrowego domu i oczekując, wprawiłam w drgania na zasadzie „przód-tył” nogi, by nie zamarzły z zimna przez cienkie, materiałowe spodnie. Już po chwili otworzyła mi niewysoka kobieta i przyjaźnie przywitała.
-Witaj, [T.I.]! Wejdź, kochanie. – zaprosiła do środka, szerzej uchylając drzwi.
-Dziękuję. – powiedziałam cicho ze względu na moją chrypkę.
-Świetnie, że przyszłaś. Miałam wysłać mojego męża po ciebie, ale twoja mama mi przekazała, że już wyszłaś. Strasznie zimno dziś. Bardzo zmarzłaś? Mam nadzieję, że nie zachorujesz ponownie. – rzekła troskliwie, wieszając moje nakrycie, uprzednio wziąwszy je ode mnie.
-Raczej nie. Nie było aż tak strasznie. Liam jest u siebie? – zapytałam, chrząkając, by ustabilizować mój głos.
-Tak. Czeka na ciebie. Może chcesz ciepłą herbatę? – zaproponowała z uśmiechem.
-Gdyby to nie był problem dla pani, to poproszę. – przytaknęłam i podążyłam w stronę schodów, zarzucając torbę na ramię.
-Oczywiście, że nie. Za moment przyniosę. – oznajmiła i zniknęła w drzwiach kuchennych.
-Dziękuję. – krzyknęłam na ile to było możliwe i poszłam na górę. – Cześć. Mamy cztery godziny, bo o trzynastej mam wizytę u lekarza, a o siedemnastej próbę na konkurs taneczny. Jak się nie wyrobimy teraz, to przyjdę w międzyczasie. – zakomunikowałam, wchodząc do pokoju.
-Cześć. – odpowiedział, wstając i schował coś do kieszeni.
*
-(…)Informacja genetyczna to zapis wszystkich cech dziedzicznych poszczególnych komórek i całego organizmu. Nośnikiem jest materiał genetyczny, który stanowi kwas deoksyrybonukleinowy, czyli DNA i tak dalej. No więc masz pytanie: czym jest kwas deoksyrybonukleinowy? Czyli kwas deoksyrybonukleinowy … ? – skierowałam słowa do chłopaka, siedzącego naprzeciwko mnie, podnosząc wzrok znad książki. – Liam : jak dokończysz to zdanie? – powtórzyłam, widząc, że bazgra coś po brudnopisie. –Liam! – podniosłam ton wypowiedzi. – Liam! Tu ziemia! – wrzasnęłam na niego, wyrywając go z transu.
-Ee.. Co? Sorry, zamyśliłem się. – tłumaczył się, patrząc mi prosto w oczy.
-Cholera! Od pół godziny tłumaczę ci to zakichane zagadnienie, a ty masz to gdzieś. Jestem chora i przyszłam na te korki, bo musimy nadrobić ten materiał. Miałeś współpracować, a ty to olewasz! Ja się tutaj produkuję, a ty masz to najwyraźniej w dupie i robisz swoje. Tak to nie będzie! - żywiłam do niego pretensje, wymieniając je na tyle głośno, że czułam jak zdziera mi się gardło. Upiłam jeden z ostatnich łyków chłodnej już herbaty z miodem.
-Przepraszam. – wydukał, spuszczając głowę.
-Co to jest? – zapytałam wskazując na pojedynczą kartkę, leżącą pod jego dłonią.
-Co? – dopytywał.
-No to. – sięgnęłam po owy skrawek papieru.
-Zostaw. – syknął, próbując mi go wyrwać.
-Ej! Stop. – warknęłam i wstałam, zasłaniając mu dostęp łokciem. Przeczytałam na głos treść:
You're insecure
Don't know what for
You're turning heads when you walk through the door
Don't need make-up
To cover Up
being the way that you are is enough
Everyone else in the room can see it
Everyone else but you
Baby You light up my world like nobody else
the way that you flip your hair gets me overwhelmed
but when you smile at the ground it ain't hard to tell
You don't know
You don't know you're beautiful!
If only you saw what I can see
You'll understand why I want you so desperately
Right now I'm looking at you and I can't believe
You don't know
You don't know, you're beautiful!
That's what makes you beautiful!
So come on
You got it wrong
To prove I'm right I put it in a song
I don't know why
You're being shy
And turn away when I look into your eyes...
-Co to jest? Ty to pisałeś? – próbowałam coś z niego wyciągnąć.
-Piosenka. – rzucił, rękoma zasłaniając rumieńce.
-Aaa, ładna, ale zajmij się biolo…
-O Tobie. – dodał, sięgając po podręcznik. Napisał coś na kartce i uniósł ją do góry. „Zostaniesz moją dziewczyną?” – przeczytałam w myślach napis.
-Chciałem cię o to zapytać, ale mnie nakryłaś. Możemy pogadać? Bo tak szczerze, to umiem te lekcje. Dziwne, że chciałem się do ciebie zbliżyć? No bo po prostu mi się spodobałaś no i ten.. – przemawiał zdenerwowany, przebijając na wylot pytającym wzrokiem. Kilkakrotnie otwierałam usta, by coś powiedzieć, jednak zawsze główna myśl gdzieś ulatywała. Bezwładnie opadłam na kanapę i wpatrywałam się ślepo w słowa napisane na kartce, przez które fale gorąca nawiedzały moje ciało.
***
-Liam! Pobudka! – budziłam przykrytego po czubek nosa kocem chłopaka. – Bo się spóźnisz! – dodałam z pretensjami, kiedy nie otrzymałam żadnej reakcji.
-Boje się. – wydukał, odkrywając się.
-No ej, ale czego? Ćwiczyłeś śpiew już długo i wychodzi ci to idealnie. Przejdziesz bez dwóch zdań. – przekonywałam go, stojąc nad nim i obdarzając go ciepłym uśmiechem.
-A co jeśli nie? – powiedział przerażony.
-Nie dramatyzuj. Jesteś najlepszy! – mówiłam, nachylając się, by złożyć pocałunek na jego czole. Ten jednym ruchem pociągnął mnie i wylądowałam na jego kolanach. – Osz ty. – rzuciłam z pretensjami, całując go namiętnie.
-Tak myślisz? – upewniał się, nadal z bojaźliwym wyrazem twarzy.
-Ba, ja to wiem. – rozwiałam jego wątpliwości, a kąciki jego warg uniosły się ku górze.
-Dziękuję. Jak się cieszę, że cię mam. – rzekł, mocno mnie przytulając.
-Taak? – drażniłam się z nim, kładąc dłoń na jego policzku.
-Mhm. – przytaknął, delikatnie muskając moje usta.
-Liam. Pora wstaaa…- zaczęła mama Li, wchodząc do pokoju. – Przepraszaaaaam. Już mnie nie ma. – dodała, opuszczając pomieszczenie. Chichotając, poczułam, ze rumieńce ukazują się na moich policzkach.
-Ona zawsze znajdzie odpowiedni moment. – stwierdził sarkastycznie, składając całusa na moim policzku.
-No to wstawaj! – zachęciłam go, ociężale podnosząc się.
-Jeszcze jeden buziak i wstaję. – zaszantażował mnie.
-Jak wstaniesz, to przemyślę to. – udawałam zamyśloną i czym prędzej wybiegłam z pokoju, przygryzając zachęcająco dolną wargę.
*
Wybiegł rozpromieniony ze sceny, wziął mnie na ręce i kręcił się ze mną jak oszalały, potrącając przy okazji kilkoro ludzi.
-Dostałem się! Dostałem się! Dostałem się! – wykrzykiwał zadowolony, całując mnie subtelnie.
-Mówiłam. – pochwaliłam się swoim darem przewidywania i obdarowałam jednym z najpiękniejszych uśmiechów, na jaki było mnie stać, ciesząc się z jego sukcesu.
~***~
-Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie moi rodzice. To oni we mnie uwierzyli i dzięki nim jestem tym, kim jestem. Chociaż.. to zwłaszcza dzięki niej. To ona dała mi tę nadzieję i wiarę w moje możliwości. A ja ją po prostu tak potraktowałem.. traciliśmy kontakt, a nasze uczucie zaczęło odchodzić w niepamięć. Coraz więcej nas różniło.. przeze mnie. Miałem nadzieję, że coś się ułoży, kiedy to zakończymy.. ale.. ale myliłem się. [T.I.], brakuje mi ciebie. Ja bez ciebie dłużej nie potrafię… - płakałem, mówiąc do kamery z nadzieją, że ogląda ten program. Wyjawiłem swoje uczucia na oczach kilkudziesięciu osób z widowni i milionów widzów. Przyznałem się do błędu i przyjąłem należytą winę na swoje barki. Nie chodziło tutaj o honor. Chodziło tutaj o nią – najcenniejszą istotę na całej ziemi. I o uczucie, które nas łączyło. Nie mogło się nie liczyć. Moja wena twórcza, mój Anioł Stróż, mój największy dar losu.. tak po prostu zdecydowałem, że odejdziemy od siebie i zaczniemy nowe życie.. nieprzewidziane konsekwencje i uczucia, jakie mną władały, zabijały mnie od środka i nie potrafiłem cieszyć się niczym.
-Odwróć się. – rozkazał redaktor. Wykonałem jego polecenie. Stała przy wejściu. Również cała zapłakana, wpatrywała się we mnie. Niedowierzając wstałem, przeszedłem powoli kilka kroków, zaczynając biec w jej stronę, aż w końcu przytuliłem ją z całych sił.
-Przepraszam. Jestem kretynem. – wycedziłem pełen nienawiści do samego siebie. Pokiwała przecząco głową, nie mogąc siebie wydobyć żadnych słów. Poczułem przepełniające mnie szczęście, że wreszcie znów mogę trzymać ją w swoich ramionach. Zaciągnąłem się zapachem jej perfum i za pozwoleniem złożyłem namiętny pocałunek na jej ustach. To wszystko, czego potrzebowałem. Miałem nadzieję, że będę się nią zachwycać do końca swoich dni. Przy niej potrafiłem w to uwierzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz