niedziela, 3 lutego 2013

Nialler *___*

Ciągnąc za sobą dużą torbę, szła w stronę odprawy. Podgryzała ze zdenerwowania wargę, czując mocny ból w okolicy klatki piersiowej. Bolało ją serce.
Nie chciała wyjeżdżać, nie chciała opuszczać wszystkiego co tutaj miała. Codziennie była wdzięczna za życie, jakie podarował jej Bóg. Za życie przy Nim. Według niej był to największy prezent od losu. Jego blond włosy, jego niebieskie oczy, w których zawsze tkliło się uczucie. Przepiękny uśmiech, który sprawiał, że człowiek czuł się jak w siódmym niebie. Jego przecudne usposobienie i dźwięczny, zaraźliwy śmiech. Kochała w nim wszystko, uparcie idealizując w nim najmniejszy centymetr.
Nie, ona nie idealizowała. On był idealny. Jakby stworzony przez aniołów, zesłany na ziemię, by nieść pomoc. W dodatku swoim głosem sprawiał, że milion dziewczyn na świecie zaczęły czerpać nadzieję na lepsze jutro, zaczęły wierzyć, że wszystko będzie okay.
A ona miała go opuścić. Już nigdy nie zobaczyć jego szerokiego uśmiechu, jego oczów, po prostu Jego. Nie wytrzymywała z tą myślą, ona zabijała ją od środka. Nie chciała odchodzić. Tak cholernie mocno nie chciała.
Znalazła się na miejscu, przypominając sobie, że miał się z nią pożegnać, zanim wejdzie do samolotu zostawiając go samego w Londynie. Wyjeżdżała na zawsze, do swojej matki, która ogarnięta chorobą, nie mogła funkcjonować normalnie. Wiedziała, że on nie będzie mógł z nią pojechać, a ona nie będzie mogła sprowadzić rodzicielki do swojego miasta. Pozostało jej tylko wyjechać i nie wracać.
Rozejrzała się, zdając sobie sprawę, że Nialla nadal nie było. Westchnęła, siadając na brązowej ławce. Oparła się łokciami o kolana, łapiąc się za głowę. Nie mogła normalnie myśleć. Wszystko rozsadzało ją od środka, czuła się jak wrak, a dodatkowe rozdrażnienie sprawiło, iż miała ochotę po prostu zasnąć i uciec od tego koszmaru.
Podniosła głowę, pocierając dłoń o dłoń. Gdzie on się podziewał? Może o niej zapomniał? Albo nie przyjdzie się pożegnać, bo to byłby dla niego zbyt wielki ból?
Wiedziała, że ją kochał. Mówił jej to codziennie, kiedy się budziła, kiedy sprzątała, kiedy gotowała, nawet kiedy oglądała telewizję. Powtarzał to tak często, że nagle, gdy chociaż raz zapomniał, czuła pustkę. Zawsze przychodził, przytulał ją od tyłu, lekko ją tym strasząc, po czym zatapiając twarz w jej włosach, szeptał jej, że ją kocha. A po jej ciele przechodziły ciarki, gdy delikatnym głosem powtarzał jej to jeszcze kilka razy.
Do licha, on był dla niej jak tlen! Jak miała normalnie funkcjonować bez niego? Przecież bez tlenu nie da się żyć. Tyle, że jej bez niego nie uschną płuca, a serce, które nie dostanie codziennej dawki osoby Nialla. Nie dostanie jego pocałunku, ciepłych słów, nie dostanie po prostu nic.
Podniosła się, łapiąc za rączkę od torby. A więc nie przyjdzie. Może to i lepiej, nie lubiła łzawych pożegnań. Mimo tego, jedyne co sobie teraz marzyła, to jego obecność. I chyba Bóg usłyszał jej ostatnią prośbę, bo za sobą usłyszała wołanie jego głosu.
- [T.I]! [T.I]! - odwróciła się, spotykając się z jego oczyma.
Przyszedł.
Chwilę potem znalazła się w jego ramionach. Zatopiła się w nich, przyciskając go mocniej do siebie. A on gładził ją dłonią po plecach, całując w czubek głowy. Czuła się tak bezpiecznie, czuła się tak szczęśliwa mając go przy sobie.
- Przyszedłeś - wyszeptała w jego bluzę, czując jak jedna samotna łza spływa jej po policzku.
- Obiecałem - odsunął ją od siebie, pozwalając im usiąść.
Pozostało im tak mało czasu razem. Miała wrażenie, że nagle każdy odlicza czas, który płynął zdecydowanie za szybko. Chciałaby go zatrzymać, by mogli zostać tutaj na wieczność. By mogła na wieczność być w jego ramionach.
Niall zaczął rozmawiać o błahostkach, co umiliło jej czas. Nie chciała myśleć o tym co za kilka minut ją czeka. Będzie musiała wsiąść do wielkiego metalowego ptaka, którego tak nie lubiła, po czym zniknąć z jego życia. Dobrze, że zajął się rozmawianiem o tym, co Harry dzisiaj zrobił mu na obiad, kiedy jej nie było, bo była zbyt zajęta unikaniem go.
Jednak nic nie trwa wiecznie. Głos stewardessy zaczął wołać wszystkich na pokład samolotu. Wstała łapiąc za rączkę od torby i odwróciła się do swojego chłopaka. Tak bardzo nie chciała się żegnać.
- Więc... - zaczęła i mimo tego, że powstrzymywała się jak mogła, z jej oczu zaczęły kapać łzy.
- Nie płacz skarbie - przygarnął ją do siebie, zamykając w uścisku - Wszystko będzie dobrze, tylko nie płacz. Wiesz, że nienawidzę widzieć, że płaczesz - szeptał prosto do jej ucha.
- Jak mam nie płakać, Niall? Już cię więcej nie zobaczę - rozkleiła się, łkając w jego bluzę.
Uspokajał ją, chociaż ona doskonale czuła, że on również płacze. Tak mało czasu im zostało.
- Nie mów tak - odsunął ją lekko, chcąc zobaczyć jej twarz - Kocham cię i będziesz zawsze mogła do mnie dzwonić. A jeżeli zmienisz zdanie, wróć do mnie. W moim sercu zawsze będziesz tylko ty - pociągnął nosem.
Pokiwała głową, lekko się uśmiechając. Przyciągnęła go do siebie, zatapiając swoje usta w jego. Ostatni raz rozkoszowała się jego pocałunkiem.
Zawsze smakował jak truskawki. Całowanie go, to jakby jedzenie truskawki, a ona kochała truskawki, dlatego kochała go całować.
- Kocham cię - powiedziała, odsuwając się - I zawsze będę.
Złapała za torbę i odwróciła się w przeciwną stronę. Postawiła pierwsze kroki w stronę samolotu. Gdy już znalazła się przy nim, spojrzała w tył, w stronę Nialla. Stał tam ze załzawionymi oczami, trzymając telefon przy uchu.
- Kocham cię tak bardzo mocno - wyszeptała, chociaż wiedziała, że jej nie usłyszy.
I odeszła, zostawiając go samego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz