sobota, 2 lutego 2013

Louis ;pp

Podniosłam książki z ziemi. Usłyszałam nad sobą śmiech. Spojrzałam w górę, szkolna elita. Czyli: Harry Styles, Zayn Malik, Liam Payne, Niall Horan, Perrie Edwards, Eleanor Calder i stojący na ich czelę, Louis Tomlinson. Stali nade mną i się śmiali.
- Nasza sierotka nie potrafi nawet utrzymać książek. Jakie to przykre. - usłyszałam głos Tomlinson'a
- Louis. - Eleanor położyła dłoń na jego ramieniu, zrzucił ją. Podniosłam się z ziemi. Skierowałam się do sali biologicznej. Usiadłam na swoim miejscu.- Na za tydzień zrobicie projekty. Podzieliłam was na pary. Listę powieszę na koniec lekcji na drzwiach.Zadzwonił dzwonek. Podeszłam do drzwi jak reszta klasy. [T.i] [t.n] i .. Louis Tomlinson? Przetarłam oczy z niedowierzania
*
Wyszłam na dziedziniec szkoły. Zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam do domu. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam muzykę. Po piętnastu minutach byłam w domu. Zdjęłam buty i poszłam do kuchni.
- [t.i], już jesteś!
- dzień dobry. - powiedziałam do kobiety, siedzącej obok mojej mamy - To ja pójdę do siebie.. - poszłam do swojego pokoju, torbę rzuciłam w kąt
- Witam. - usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi
- Czego chcesz? - zapytałam nie odwracając się
- Mamy razem robić projekt. Musimy to obgadać.
- Zrobię ten projekt sama. Dopiszę Twoje nazwisko. A teraz idź.
- Chcę Ci pomóc.
- Nie potrzebuję Twojej pomocy. Sama dam radę. A teraz weź siebie, swoje ego i oboje wyjdźcie z mojego domu.
- Wpadnę w sobotę i Ci z tym pomogę.
- Nie dzięki. Cześć.
- Cześć. - powiedział i wyszedł
* sobota rano *
- Wstawaj.
- Która godzina?
- Jedenasta.
- Mamo zlituj się! Jest weekend.
- Córeczko, kochanie, skarbie, słońce. Wstawaj.
- Co Ty tu robisz? - wzięłam do ręki jaśka i przyłożyłam nim brunetowi
- Powiedziałem, że Ci pomogę.
- Aż dziwne. Wypad z mojego pokoju. Chcę się przebrać.
- To ja Ci pomogę. - poruszył zabawnie brwiami
- Umiem się ubrać.
- Ale ja chętnie pomogę.
- Wyjdź.
- To ja już nie patrzę! - zasłonił oczy rękoma, zaśmiałam się - Przecież w piżamie też możesz zostać. - wstałam z łóżka, podeszłam do lustra
- Widzisz mnie z rana. I nie wyśmiewasz. Co z Tobą nie tak? Chory jesteś? Czemu w szkole, przy nich taki nie jesteś? Taki Louis jest lepszy. Sto razy.
- Nie lubię takiego siebie.
- Wolisz być chamski, bezczelny, arogancki ? Zabawny, miły Lou jest fajniejszy.
- Zabierzemy się za ten projekt?
* 16:30
- Koniec! - opadłam na łóżko, brunet spojrzał na mnie i rzucił się obok - No to teraz możesz wrócić do swojego idealnego życia. Możesz powiedzieć kolegom, że zrobiłam to sama a Ty nie musiałeś się męczyć. W poniedziałek znowu będziesz po mnie jechał, nie ma sprawy. Miło było poznać tą dobrą stronę Louis'a. - podniosłam się do pozycji półsiedzącej
- Co? Ej! Czekaj. Bo ja
- Nie kończ, nie ma sensu. Miło było. A teraz idź.
- Ale..
- Idź Louis. - kucnął przy mnie
- Dlaczego płaczesz? - dotknął dłonią mojego policzka - Może.. Może masz chęć się przejść? - skinęłam głową, wyszliśmy z mojego domu i poszliśmy w stronę parku
- Ktoś może Cię zobaczyć, no wiesz, ze mną.
- Co z tego?
Uśmiechnął się, delikatnie musnął swoją dłonią, moją dłoń, spojrzałam na niego, on w tej samej chwili spojrzał na mnie. Przecież to nie ma sensu! Louis to kretyn! ~ ciągle to sobie powtarzałam w myślach. A po chwili widziałam jego roześmianą twarz, ciemne włosy i niebieskie oczy, wpatrujące się we natarczywie. Chwycił moją dłoń, splótł nasze palce razem. To było takie.. Idiotyczne. Lekko się uśmiechnął, szliśmy przed siebie trzymając się za ręce. Nadal w to nie wierzyłam. Głupia. Jak mogłam dać się tak omamić? Przecież to pewne, że robi sobie jaja, potem stanę się pośmiewiskiem. Puściłam jego dłoń, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie, zostawiając go samego. Nie jestem lalką czy marionetką. Dogonił mnie. Zagrodził mi drogę.
- Daruj sobie. - powiedziałam, mając chęć to wyminąć, jednak uparcie stał, zagradzając mi drogę. - Czego chcesz? - zapytałam nie patrząc na niego
- Dlaczego uciekasz? Zrobiłem coś?
- Ty się jeszcze pytasz? Wiem, że chcesz mnie wykorzystać, może nawet przelecieć, ale ja się nie dam, więc daj sobie spokój.
- O czym Ty mówisz?
- Takie nagłe zainteresowanie mną? Jasne. A ja kocham biologię. Wiem, że robisz to po to by się ze mnie naśmiewać. Cześć. - rzuciłam na odchodne
*
Od dwóch tygodni Louis'a nie było w szkole. Niby się nim nie przejmuję, ale jednak jestem żądna wiedzieć co się z nim dzieje. Po szkole ruszyłam do jego domu. Otworzyła mi jakaś dziewczyna, szczupła blondynka o niebieskich oczach. Wpuściła mnie do środka i skierowała do pokoju Louis'a. Cicho zapukałam. Usłyszałam proszę i weszłam. Leżał w łóżku, cały był nakryty kołdrą. Usiadłam na brzegu łóżka i odkryłam go. Spojrzał na mnie.
- Co tu robisz? - zapytał spoglądając na mnie
- Nie ma Cię w szkole.. Nikt nie wie co z Tobą.. A ja..
- Dziękuję. Jako jedyna przyszłaś.
- Jak to? - zdziwiłam się - A Twoi.. Przyjaciele?
- Nikt nie przyszedł, nie zadzwonił i nie napisał.
- A co się z Tobą dzieje?
- Dotknij mojego czoła. - skinęłam głową i przyłożyłam rękę do jego czoła, było gorące, obiema dłońmi dotknęłam policzków Tomlinson'a, podparł się na łokciach, zbliżył swoją twarz do mojej.
- No chyba nie! - bez zastanowienia spoliczkowałam Louis'a, jęknął i złapał się za policzek - Uważaj sobie. Myślisz, że mnie podejdziesz? Nie jestem głupia Louis! Wiesz co? Myślałam, że jesteś całkiem fajny, jak widać się myliłam. - zaraz po tych słowach wyszłam z jego pokoju trzaskając drzwiami, czym prędzej wyszłam z jego domu i szybkim krokiem ruszyłam do siebie
- [t.i] ! - usłyszałam za sobą, podbiegł do mnie
- Louis'ie wracaj do łóżka! Jesteś chory! - krzyknęła jego mama Jay
- Przepraszam. - powiedział patrząc mi w oczy, dotknął dłonią mojego zimnego policzka.Nie wiem co zaczęło mną kierować w tej chwili. Przytuliłam go do siebie.
- Wracaj do łóżka. - szepnęłam, wtulił twarz w moje włosy
- Przepraszam, że jestem taki okropny. Przepraszam, że Cię nękałem. Przepraszam, za wszystko.
- W porządku. A teraz do łóżka, bo jeszcze wylądujesz w szpitalu. - lekko zmierzwiłam mu włosy - No już! - zaśmiał się i biegiem ruszył do domu
*
Wszedł do szkoły, uśmiechnięty, pełny życia i energii. Cała paczka do niego podleciała. Spojrzał w moją stronę. Lekko się uśmiechnęłam, szybko odwrócił wzrok. Styles i Malik zauważyli, że patrzyłam w ich stronę. Szybkim krokiem ruszyli w moją stronę. Stanęli nade mną.
- Jaka biedna, sama siedzi. - obaj się zaśmiali
- Zostawcie ją. - podniosłam głowę, obok nich stał Louis, wyciągnął do mnie rękę, chwyciłam ją, podniósł mnie a potem mocno przytulił - Nie bój się. - szepnął do mojego ucha, przez moje ciało przeszły dreszcze, wtuliłam się w niego
- Co z Tobą? - krzyknął Styles
- Jestem sobą. - popatrzyłam na niego
- Kochanym, zabawnym i zwariowanym Lou. - zaśmiałam się
- Kochanym? Zabawnym? A gdzie chamski ? Arogancki?
- To nie byłem ja. Jedna osoba mnie uświadomiła o tym.
- Że niby ona? - wskazał na mnie - Tommo ogarnij się!
- Ona jest wiele lepsza niż wy! O mało nie wylądowałem w szpitalu, kto przyszedł? Ona, nie wy. Nie dziw się, że wolę ją niż was. Mimo tego, jaki wobec niej byłem - przyszła do mnie, sprawdziła co się ze mną dzieje. A wy? Nawet nie napisaliście. Takich przyjaciół nie chcę i nie potrzebuję.
- Jesteś nikim. - prychnęli
- Jestem kimś, bo mam [t.i]. - uśmiechnęłam się do niego
- Dziękuję. - szepnęłam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz